poniedziałek, 21 grudnia 2015

Świąteczne prezenty wędkarza

Święta Bożego Narodzenia tuż tuż. Jak co roku, na mojej liście świątecznych upominków, którymi obdaruję bliskich, nie zabrakło wędkarskich prezentów. Właściwie to z nimi uporałam się najszybciej. Lista sprzętów związanych z tym sportem jest właściwie nieskończona i bez problemy znajdzie się prezent na każdą kieszeń. W tym roku podaruję dwa pokrowce na wędki firmy Mikado oraz kilka podpórek. 
A skoro mowa o prezentach, to ja również otrzymałam ostatnio piękny upominek - okoniówkę firmy Mikado, model Nihonto Red Cut 2,10 m, ciężar wyrzutu do 9g. Być może od Gwiazdora (poznańskiego św. Mikołaja) dostanę kołowrotek do zestawu:)
A czy pod Waszymi choinkami znajdą się wędkarskie prezenty?




wtorek, 1 września 2015

Gdzie leszcz ściele się gęsto

Mowa o jeziorze Wieleńskim (w pobliżu Wolsztyna) należącym do wód PZW. To tu w zaledwie kilka godzin można wyciągnąć pełną siatkę ryb! W dzień, zarówno na spławik jak i na grunt wpada głównie drobnica. Jednak po zachodzie słońca - pstryk - uruchamiają się leszcze.  Brania powtarzają się co kilkanaście minut i trwają do około godziny 1. O tej porze - pstryk - ryby zostają wyłączone. Zero brań. Jednak przez kilka godzin udaje się złowić kilkanaście sztuk.
Rodzynkiem w leszczowej ławicy był mały lin. Choć nie miał wymiaru, to jako mój pierwszy lin stał się naprawdę miłą niespodzianką :)







Pierwszy lin...
...który wrócił do wody:)



piątek, 14 sierpnia 2015

Czy kurze serca podbiją serca ryb?

Zainspirowana programem Jeremy'ego Wade (Rzeczne potwory) w którym bohater wabił węgorze rybimi żołądkami, postanowiłam sprawdzić skuteczność dostępnych na rynku podrobów. 
Powszechna wątróbka jest zapewne dobrze Wam znaną i wykorzystywaną przynętą.  Cieszy się wysokim zainteresowaniem nocnych łowców.  Jej intensywny zapach, wyczuwalny nawet z dużej odległości przez sumy czy węgorze jest zdecydowanie jej największym atutem. Niestety konsystencja produktu nie pozwala na jego trwałe utrzymanie na haczyku. Nawet małe „skubacze” są w stanie rozbroić  naszą wędkę z przynęty, delikatnie odrywając kawałek po kawałku. Jedną z metod utrzymania przynęty jest obwiązanie jej kawałkiem włóczki, choć i to nie uchroni naszej wątróbki. Rada: poszukaj w sklepach wołowej wątroby, która jest równie skuteczna a zdecydowanie bardziej trwała od kurzej.
Miłym zaskoczeniem okazały się kurze serca. Choć ich zapach nie jest już tak intensywny, są zdecydowanie bardziej trwałe i świetnie utrzymują się na haczyku.  Znacznie prościej jest także założyć serce na haku: wystarczy przeciąć je na 4 pionowe części i nabijać tak powstałe paski.
Rada: aby uzyskać bardziej intensywny zapach serc, można je zabrać nad wodę spakowane w jeden pojemnik  z wątróbką.
Z zarzuconych przez nas wędek nad Wartą w nocy z soboty na niedzielę, tylko ta z sercem była regularnie podrywana do holu. Wątróbka, a nawet wybitnie tłusta i żywotna rosówka okazały się daniem drugiej kategorii z minimalną ilością brań. Serce kurczaka było niekwestionowanym liderem. I to właśnie do niego zabiły mocniej serca ryb.
A jakie są Wasze doświadczenia z łowieniem na podroby? Jeśli znacie ciekawe sposoby lub skuteczne przynęty napiszcie o tym, podzielcie się doświadczeniami:)

środa, 22 lipca 2015

Okoniowe eldorado

Wyprawa po pojezierzu wielkopolskim zakończona. Na wędkarskiej mapie odznaczyłam kolejne jeziora.
Naszą podróż rozpoczęliśmy od biwakowania nad dzikim brzegiem jeziora Barlin gdzieś w Puszczy Noteckiej. Wody należą do PZW i można tu łowić całą dobę. Choć objechaliśmy sporą część lasu wzdłuż jeziora trudno było znaleźć zjazd nad samą wodę. Udało się nam jednak dojechać do pięknego i całkowicie odciętego od cywilizacji miejsca. 
 
Przez dwa dni i dwie noce szukaliśmy skutecznej metody na lokalnych mieszkańców akwenu: spinning, spławik: biały i czerwony robak, grunt: biały robak (rosówka się zagrzała) i martwą rybkę, oraz na żywca. Niestety efekty były bardzo mizerne. Absolutnie nic oprócz spławika i gruntu nie miało powodzenia, a i na te dwie metody wyciągaliśmy wyłącznie drobnicę. W drugim dniu pobytu nasz obóz odwiedził przejeżdżający w pobliżu miejscowy wędkarz. Okazało się, że na jeziorze już od dłuższego czasu nie udaje się pochwycić żadnej grubej ryby. Dodatkowo, poinformował nas o przebywających w puszczy wilkach, co ostatecznie ugasiło nasz zapał do dalszego wędkowania w tym rejonie. Spragnieni powrotu do cywilizacji zwinęliśmy nasz kemping i ruszyliśmy w dalszą podróż. Następnym punktem wyprawy stały się dwa jeziora: Lutomskie i Jaroszewskie, oraz odcinek Warty w Sierakowie Wielkopolskim. Miasteczko od wielu lat jest stałym punktem na mapie majowych i sierpniowych wojaży wędkarskich. 
 
 Jez. Jaroszewskie
 
To tu padły trzy nasze „życiówki”, z czego dwie dotyczą okonia (39 cm i 28 cm). Te 28 cm to moja tegoroczna zdobycz i największy do tej pory garbus. Wyciągnięty z jeziora Jaroszewskiego (do którego powrócił) na… białego robaka! 
 
Nie było to trudne, ponieważ jezioro aż roi się od okoni, wzdręg, płotek i krąpi które dzięki krystalicznie czystej wodzie widać gołym okiem. Łowiąc na pomoście nie trzeba obserwować spławika, ponieważ dokładnie widać branie ryby pod powierzchnią, a przynętę można zarzucać wprost w ławicę ryb. Woda ma głębokość od 5 metrów (na wysokości pomostu) do około 30 metrów. Okonki mieszkające tuż przy słupach pomostu o dziwo nie były zainteresowane przynętami spinningowymi: obrotówki, wirujące ogonki, twistery i inne gumy nie robiły na nich wrażenia. Ryby przez chwilę płynęły za wabikiem, jednak szybko rezygnowały z pogoni. Po wyrzuceniu na głębszą część akwenu  tzw. paprocha w sztandarowych okoniowych barwach (seledyn, denaturat i perła) na boczny trok, zaczęliśmy w końcu wyciągać ryby z wody. Tak naprawdę ta metoda okazała się jedyną skuteczną na garbusy (za wyjątkiem tego największego, złapanego na białego robaka), które bardzo często brały tuż pod powierzchnią. Oczywiście wszystkie pasiaki wróciły do wody.
 
Na feederze z rosówką udało się wyholować ok. kilogramowego leszcza. Inni wędkarze mówili także o sporych sandaczach zamieszkujących te wody. Jednak aby złapać któregoś z nich trzeba rzucać wędką z łódki, a na to niestety obowiązuje odrębne pozwolenie.
Na wędkowanie z brzegu również należy wykupić pozwolenie (15 zł na jeden dzień: dwie wędki spławik/grunt lub jeden spinning) i łowić można tylko w dzień (do jednej godziny po zmroku). Jednak ze względu na obfitość i różnorodność ryb, a także możliwość obserwowania brań i holowania ryb w krystalicznej wodzie warto je wykupić, choćby na jeden dzień. Dobra passa spowodowała, że zarzucaliśmy tutaj nasze wędki już do końca pobytu w Sierakowie. Nie dotarliśmy nad jezioro Lutomskie, na którym ostatni raz łowiliśmy w sierpniu zeszłego roku. Dodam jednak  porę słów i o tym jeziorze, bo to właśnie w nim został złapany wspomniany już 39 cm okoń. W wodzie jest sporo garbusów, szczupaków, płoci i pięknych wzdrążek. Jest też niestety sporo drobnicy, która często łapie się na haczyk. Woda nie jest już tak ładna - jest w niej dużo zielska, które zabrało mi sporo blach (kilka lat temu współtowarzysze wędki weszli do jeziora i wyciągnęli ogromy konar odzyskując wszystkie nasze i cudze przynęty:)). Brzeg jest mocno zarośnięty i ma niewiele dobrych miejscówek. Na jeziorze Lutomskim również  obowiązuje dodatkowo opłacane pozwolenie, niemniej, jeden szczupak, czy spory okoń rekompensuje wszystkie niedogodności, dodatkowe koszty, czy zerwane uzbrojenia.
Ze względu na dwa całkiem sympatyczne do obrzuacania jeziora, a także przepływającą tu rzekę która stanowi alternatywę bez ponoszenia dodatkowych kosztów, Sieraków jest z pewnością miejscem na mapie wędkarza, które warto odwiedzić i które szczerze Wam polecam.

wtorek, 16 czerwca 2015

Dziewczyna z wędką na nieznanych wodach




Latanie samolotem to najbezpieczniejszy i najszybszy środek lokomocji. Ma jednak jedną poważną wadę: narzucony limit bagażu. Zapewne wiele kobiet doskonale rozumie rangę problemu, a wielu mężczyzn (mężów, partnerów) doświadcza frustracji z powodu daremnych prób upchnięcia szóstej pary butów i pękających w torbach suwaków:)
Bez względu jednak na problem spowodowany ograniczeniami w bagażowych kilogramach, w mojej wypchanej do granic możliwości walizce zawsze znajdzie się miejsce na składaną odległościówkę.
Jak mawia moja przyjaciółka: „są rzeczy ważne i ważniejsze”. Dla mnie okazja do powędkowania na nieznanych wodach jest na pierwszym miejscu w rankingu priorytetów.
Odległościówka, choć stara i niezbyt dobrej jakości to własna. Właściwie to dobrze, że niezbyt nowa i niezbyt droga. Podczas podróży może się zdarzyć że zostanie zarekwirowana, zniszczona, zagubiona. Szkoda zatem dobrej, drogiej wędki. 
W wielu nadmorskich kurortach, które zapewniają wodną rozrywkę można wypożyczyć sprzęt wędkarski. Niestety jest on wielokrotnie w bardzo złym stanie: mocno zniszczony, z poplątanymi żyłkami i zacinającymi się kołowrotkami. Poza tym, skorzystanie z wątpliwej jakości sprzętu jest związane z kosztami jego wypożyczenia lub nawet koniecznością udziału w organizowanym przez wypożyczającego rejsie wędkarskim. Jeśli jednak marzy się komuś wieczorne łowienie na opustoszałej z powodu uruchomienia hotelowego bufetu plaży warto mieć ze sobą własną (nawet najskromniejszą)wędkę.
Oczywiście przed rozpoczęciem wędkowania należy dowiedzieć się czy, gdzie i jakie ryby możemy łowić. Należy też zapoznać się z występującymi w danym akwenie gatunkami i czy żaden z egzotycznych mieszkańców nie jest pod ochroną a przede wszystkim, czy nie stanowi dla nas zagrożenia. Przestrzeganie tych zasad jest bardzo ważne: w grę wchodzi nasze zdrowie, czy wysokie stawki mandatów.
Pamiętajmy, aby podczas relaksu z wędką przestrzegać nie tylko prawnych obostrzeń, ale też kierować się zdrowym rozsądkiem i zwykłą przyzwoitością. Nie zabijajmy ryb których nie zabieramy, dbajmy o porządek i szanujmy innych użytkowników łowiska. Wspólnie pracujemy na nasz wizerunek.

środa, 29 kwietnia 2015

Weekendowe okoniowanie

Warta – jedna z najdłuższych rzek w Polsce, szczęśliwie przepływająca przez moje miasto pozwala na odkrywanie co rusz nowych miejscówek. Poza dobrze znaną i często  odwiedzaną Cybinką, w miniony weekend udało mi się połowić na zupełnie nowym odcinku rzeki. Ale to nie jedyna nowość. Na kawałku lądu, otoczonym z dwóch stron przepływającą wodą testowałam skuteczność nowych zapachowych gumek firmy Keitech.
Przynęty w kształcie rybki występują w kilku rozmiarach. Ja wybrałam 3 cale na główkę i 2 cale na boczny trok. Możliwość wyboru spośród szerokiego wachlarza kolorystycznego rozciągającego się od naturalnych po jaskrawe, pozwala na dostosowanie do panujących warunków atmosferycznych. Jednak głównym atutem wabików i nie lada gratką dla drapieżników jest zapach przypominający woń rybki, którym zostały wzbogacone gumki. Przynęty są wykonane bardzo precyzyjnie z miękkiego tworzywa, w opływowym kształcie, bez widocznych krawędzi. Wzbogacone drobinkami brokatu, tak aby stać się jeszcze bardziej atrakcyjnymi dla drapieżników.
W sklepie w którym kupiłam gumki istnieje możliwość zakupu na sztuki, tzn. można wybierać i mieszać kolory wg uznania i potrzeby. Warto jednak zakupić choć jedno opakowanie na początek, tak aby mieć gdzie przechowywać zapachowe rybki. Szczelnie zamykana paczuszka gwarantuje długą świeżość atraktora zapachowego. 
Wabiki  przeznaczone są głównie do połowu okoni. Nadają się do uzbrojenia w główki jigowe, do metody na boczny trok, czy Drop Shot. Jak już wspomniałam, ja moje przynęty uzbroiłam zarówno w główkę jigową, jak i na boczny trok.

 Podczas prowadzenia ruch rybki jest bardzo wyraźny, z mocnymi odchyleniami. Gumy można prowadzić zarówno klasycznie, powoli ściągając linkę, lub delikatnymi podbiciami - jiggowanie. W wydaniu na boczny trok guma w kolorze naturalnym okazała się niezwykle skuteczną przynętą dla małych i większych okoni. Zdarzały się momenty brania tuż po zarzuceniu.



Jak już wspomniałam, przynęty kupowałam na sztuki, a koszt jednej to niecałe 3 zł. Moim zdaniem, to naprawdę przyzwoita cena za przynęty, które przyczyniły się do doskonałego poziomu brań. Dodam, że mój wędkarski kalendarz oznaczył miniony weekend symbolem grubej ryby, co wg legendy oznacza wysoki poziom brań. Znacznie to wpłynęło na jego wiarygodność, jednak bez odpowiedniej zachęty w postaci atrakcyjnego wabika połowy nie były by tak owocne. Oczywiście wszystkie spragnione amorów okonie wróciły do wody:)

wtorek, 31 marca 2015

Nieborak schwytany!



W dniu 28 marca w Warcie na terenie Poznania został pochwycony Rak Pręgowaty. Pochodzący z Ameryki Pn. skorupiak przebywający na terenie Europy jest oskarżony o spowodowanie śmierci Raka Szlachetnego oraz Raka Błotnistego w celu przywłaszczenia zajmowanego przez poszkodowanych terenu. Oskarżonemu zarzuca się zarażenie śmiertelną dla ofiar chorobą zwaną raczą dżumą. Rak Pręgowaty, będący nosicielem wyżej wymienionej zarazy, dopuszczając się kontaktu z ofiarami, spowodował przeniesienie chorobotwórczego pierwotniaka, który uśmiercił ofiary. 
Oskarżony Rak P. został nieumyślnie pochwycony przez wędkarza na boczny trok. 
 Ze względu na wysokie ryzyko recydywy (powrót do rzeki i dalsze uśmiercanie), groziła mu kara śmierci lub dożywotni pobyt w ośrodku zamkniętym – akwarium. Po rozpatrzeniu sprawy, jednostka wymierzająca karę w osobie Dziewczyny z wędką, za popełnione przestępstwo postanowiła ukarać Raka P. dożywotnim pobytem w akwarium bez możliwości wcześniejszego zwolnienia.
Skorupiak przebywa już na terenie akwarium, w którym został umieszczony niezwłocznie po odbyciu kwarantanny. 
 Powyższe wydarzenie przypomina, że zgodnie z Ustawą o rybactwie śródlądowym (Dz. U. 1985, nr 21, poz. 91) obowiązuje całkowity zakaz wpuszczania do wody odłowionych raków pręgowatych i raków sygnałowych. Uprasza się zatem wędkarzy o czujność i zachowanie szczególnej ostrożności w przedmiotowej sprawie, gdyż oskarżony działał w zorganizowanej grupie liczącej wielu członków i istnieje wysokie ryzyko napotkania innych osobników.