środa, 22 lipca 2015

Okoniowe eldorado

Wyprawa po pojezierzu wielkopolskim zakończona. Na wędkarskiej mapie odznaczyłam kolejne jeziora.
Naszą podróż rozpoczęliśmy od biwakowania nad dzikim brzegiem jeziora Barlin gdzieś w Puszczy Noteckiej. Wody należą do PZW i można tu łowić całą dobę. Choć objechaliśmy sporą część lasu wzdłuż jeziora trudno było znaleźć zjazd nad samą wodę. Udało się nam jednak dojechać do pięknego i całkowicie odciętego od cywilizacji miejsca. 
 
Przez dwa dni i dwie noce szukaliśmy skutecznej metody na lokalnych mieszkańców akwenu: spinning, spławik: biały i czerwony robak, grunt: biały robak (rosówka się zagrzała) i martwą rybkę, oraz na żywca. Niestety efekty były bardzo mizerne. Absolutnie nic oprócz spławika i gruntu nie miało powodzenia, a i na te dwie metody wyciągaliśmy wyłącznie drobnicę. W drugim dniu pobytu nasz obóz odwiedził przejeżdżający w pobliżu miejscowy wędkarz. Okazało się, że na jeziorze już od dłuższego czasu nie udaje się pochwycić żadnej grubej ryby. Dodatkowo, poinformował nas o przebywających w puszczy wilkach, co ostatecznie ugasiło nasz zapał do dalszego wędkowania w tym rejonie. Spragnieni powrotu do cywilizacji zwinęliśmy nasz kemping i ruszyliśmy w dalszą podróż. Następnym punktem wyprawy stały się dwa jeziora: Lutomskie i Jaroszewskie, oraz odcinek Warty w Sierakowie Wielkopolskim. Miasteczko od wielu lat jest stałym punktem na mapie majowych i sierpniowych wojaży wędkarskich. 
 
 Jez. Jaroszewskie
 
To tu padły trzy nasze „życiówki”, z czego dwie dotyczą okonia (39 cm i 28 cm). Te 28 cm to moja tegoroczna zdobycz i największy do tej pory garbus. Wyciągnięty z jeziora Jaroszewskiego (do którego powrócił) na… białego robaka! 
 
Nie było to trudne, ponieważ jezioro aż roi się od okoni, wzdręg, płotek i krąpi które dzięki krystalicznie czystej wodzie widać gołym okiem. Łowiąc na pomoście nie trzeba obserwować spławika, ponieważ dokładnie widać branie ryby pod powierzchnią, a przynętę można zarzucać wprost w ławicę ryb. Woda ma głębokość od 5 metrów (na wysokości pomostu) do około 30 metrów. Okonki mieszkające tuż przy słupach pomostu o dziwo nie były zainteresowane przynętami spinningowymi: obrotówki, wirujące ogonki, twistery i inne gumy nie robiły na nich wrażenia. Ryby przez chwilę płynęły za wabikiem, jednak szybko rezygnowały z pogoni. Po wyrzuceniu na głębszą część akwenu  tzw. paprocha w sztandarowych okoniowych barwach (seledyn, denaturat i perła) na boczny trok, zaczęliśmy w końcu wyciągać ryby z wody. Tak naprawdę ta metoda okazała się jedyną skuteczną na garbusy (za wyjątkiem tego największego, złapanego na białego robaka), które bardzo często brały tuż pod powierzchnią. Oczywiście wszystkie pasiaki wróciły do wody.
 
Na feederze z rosówką udało się wyholować ok. kilogramowego leszcza. Inni wędkarze mówili także o sporych sandaczach zamieszkujących te wody. Jednak aby złapać któregoś z nich trzeba rzucać wędką z łódki, a na to niestety obowiązuje odrębne pozwolenie.
Na wędkowanie z brzegu również należy wykupić pozwolenie (15 zł na jeden dzień: dwie wędki spławik/grunt lub jeden spinning) i łowić można tylko w dzień (do jednej godziny po zmroku). Jednak ze względu na obfitość i różnorodność ryb, a także możliwość obserwowania brań i holowania ryb w krystalicznej wodzie warto je wykupić, choćby na jeden dzień. Dobra passa spowodowała, że zarzucaliśmy tutaj nasze wędki już do końca pobytu w Sierakowie. Nie dotarliśmy nad jezioro Lutomskie, na którym ostatni raz łowiliśmy w sierpniu zeszłego roku. Dodam jednak  porę słów i o tym jeziorze, bo to właśnie w nim został złapany wspomniany już 39 cm okoń. W wodzie jest sporo garbusów, szczupaków, płoci i pięknych wzdrążek. Jest też niestety sporo drobnicy, która często łapie się na haczyk. Woda nie jest już tak ładna - jest w niej dużo zielska, które zabrało mi sporo blach (kilka lat temu współtowarzysze wędki weszli do jeziora i wyciągnęli ogromy konar odzyskując wszystkie nasze i cudze przynęty:)). Brzeg jest mocno zarośnięty i ma niewiele dobrych miejscówek. Na jeziorze Lutomskim również  obowiązuje dodatkowo opłacane pozwolenie, niemniej, jeden szczupak, czy spory okoń rekompensuje wszystkie niedogodności, dodatkowe koszty, czy zerwane uzbrojenia.
Ze względu na dwa całkiem sympatyczne do obrzuacania jeziora, a także przepływającą tu rzekę która stanowi alternatywę bez ponoszenia dodatkowych kosztów, Sieraków jest z pewnością miejscem na mapie wędkarza, które warto odwiedzić i które szczerze Wam polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz