… a właściwie to w rzece? Zachęcona
wysokimi jak na tę porę roku (wciąż mamy zimę) temperaturami oscylującymi w
okolicy 10 stopni, postanowiłam sprawdzić marcową aktywność mieszkańców
Warty.
Na pierwszy w tym roku spinning
wybrałam wędkę Mikado Inazuma Flash Perch 260. Jest to typowa okoniówka:
lekka, z delikatną wklejaną szczytówką oraz bardzo wyczuwalnym prowadzeniem na blanku
(uchwyt z odkrytym blankiem). Zestawu dopełniał kołowrotek firm Spro Red Arc
oraz dopiero co nawinięta żyłka firmy Trabucco. Chcąc zmniejszyć ryzyko
zerwania zużytej już żyłki czy plecionki, przed każdym sezonem wymieniem linkę
na kołowrotku na nową.
Spinning uzbroiłam w przynętę metodą na
boczny trok. Standardowo do stworzenia takiego zestawu służą: krętlik
trójramienny, ołowiany ciężarek, najlepiej w podłużnym kształcie, specjalny
haczyk i oczywiście przynęta, której wybór ogranicza wyłącznie wyobraźnia
wędkarza. Mój wybór to twistery w kolorze moto oil, seledyn i fioletowy z
brokatem.
Przygotowanie zestawu jest dość proste:
do głównej linki przywiązujemy krętlik, a do jego pozostałych ramion
przymocowujemy przypon z haczykiem oraz trok z ciężarkiem.
Dzięki takiemu uzbrojeniu uda nam się
szybko sprowadzić na dno nawet małe przynęty. Istnieje też mniejsze ryzyko ich
utraty, pod warunkiem że trok z ciężarkiem będzie z cieńszej linki/żyłki niż
reszta zestawu. Podczas zaczepu ołowiu zrywamy tylko trok oszczędzając
przynętę.
Można również złożyć zestaw bez użycia
krętlika. Na końcu żyłki należy zawiązać dużą pętlę, którą rozcinamy w ten
sposób, aby powstały dwa różnej długości fragmenty. Do krótszego montujemy
ciężarek, do dłuższego przynętę. Ja w taki właśnie sposób przygotowałam mój
boczny trok. Chcąc złowić okonia wskazane jest użycie żyłki (przynajmniej na
odcinku z przynętą), której elastyczność nie uszkodzi kruchego pyska ryby
podczas zacięcia.
Przynętę prowadzę za pomocą krótkich
zwinięć kołowrotka (1-2 obroty) w niewielkich odstępach czasu. O właściwym
momencie powtórzenia nawinięcia informuje mnie czuła szczytówka, która po
opadnięciu ołowiu prostuje się. To sygnał do natychmiastowego zwijania. Nie
można pozwolić na luzy na żyłce, musi ona pozostać cały czas napięta.
Pomimo względnie wysokiej temperatury,
wiał silny i chłodny wiatr, który znacząco obniżył jej odczuwalny poziom.
Niedostatków pogody nie zrekompensował również poziom brań – zaledwie dwa
„puknięcia”. Jednak z trwającego impasu wyrwało mnie jeszcze jedno wyraźne
uderzenie ryby. Natychmiastowe zacięcie i początkowo udany hol od razu
poprawiły mi humor. Drgania wyczuwalne na wędce, tak charakterystyczne dla
garbusów nie ustawały, a każdy ruch kołowrotka przybliżał mnie do wyciągnięcia
zdobyczy. Kiedy dzieliły mnie już zaledwie centymetry, aby ujrzeć rybę, ta
niestety puściła. Pomimo jeszcze wielokrotnych powtórzeń nie udało się już
nawiązać kontaktu z rybą. Psująca się pogoda zmusiła mnie do opuszczenia
łowiska bez odnotowania sukcesu. Jednak chwilowe niepowodzenie tłumaczę
niską aktywnością ryb które, kto wie, może jeszcze śpią?:)
to tylko chwilowe niepowodzenie, sezon dopiero się zaczyna. "Połamania" kija!
OdpowiedzUsuń